Wypracowanie „Mój ulubiony nauczyciel”

przez | 19 czerwca, 2020

Dawno nic nie pisałam, ale to tylko na blogu. Na podyplomówkę natomiast na koniec semestru należy kilka tekstów przygotować. Jednym z nich jest podzielenie się swoimi poglądami na temat nauczania i wychowania, w tym w oparciu o własne doświadczenie. Dobre to zadanie! Zmusiło mnie do refleksji nad istotą nauczycielstwa, a przy okazji dało możliwość złożyć hołd mojemu fizykowi z liceum. I chcę, by te słowa uznania poszły w świat. Dlatego zapraszam do lektury.

Różne mam wspomnienia z lat bycia uczennicą. Z niektórymi nauczycielami miałam dobre relacje. Z innymi wchodziłam w konflikty, choć z perspektywy czasu może to bardziej śmieszyć. Zdarzały się też sytuacje, które dotychczas wspominam z przykrością, ale niewiele. Większość swoich nauczycieli określiłabym jako dobrych, aczkolwiek bardziej w sensie przyjaznego nastawienia do uczniów. Jako dydaktyków prawie ich nie pamiętam! Teoretycznie można by ocenić na podstawie mojej wiedzy, ale obawiam się, że byłoby to mocno niesprawiedliwe. Tym bardziej, że chcę mówić o panu Aleksandrze Siedziace, moim fizyku z liceum, którego po latach wspominam ze szczególnym szacunkiem i którego bez wątpienia bym wskazała jako pierwszego, gdyby ktoś mnie zapytał, czy spotkałam wzorzec dobrego nauczyciela. A z fizyki nadal jestem nogą…

Moje liceum jest wyjątkowe. I nie tylko dlatego, że w roku, gdy tam przyszłam, zostało zdelegalizowane (nie, to nie moja wina 🙂 Opowiada m.in. o tym film „Lekcja białoruskiego”). Chodzi o charakter i sposób kształcenia. Autorskie programy, liczne godziny przedmiotów humanistycznych (szczególnie literatury!), wśród nauczycieli wykładowcy uniwersyteccy, autorzy podręczników, znani literaci… Ta jakość i atmosfera panująca w liceum wychowała sporo osób ambitnych, aktywnych i niezależnych.

Ze wszystkich nauczycieli z liceum ja najcieplej jednak wspominam „spadara Alesia” od fizyki. Był to człowiek zaangażowany w swój przedmiot. Świadczy o tym choćby fakt – który on od czasu do czasu przywoływał – że na którymś etapie swojego życia uczył dzieci w Afryce. Żałuję teraz, że nie znam szczegółów. Nam pan Aleksander stawiał ich jako przykład i motywację w naszym lenistwie, gdyż dzieci afrykańskie cieszyły się odnalezionymi nakrętkami metalowymi – mogły dzięki temu prowadzić eksperymenty fizyczne. A myśmy niechętnie korzystali z o wiele większych możliwości (choć trzeba zauważyć, że ze względu na wyjątkową sytuację naszego liceum nie mieliśmy na co dzień laboratoriów).

Był też po prostu normalnym człowiekiem. Mam w głowie obrazek z wyjazdu naszej ekipy licealnej do Francji: pan Aleksander siedzi na ławeczce ze swoją żoną i, grając na gitarze, śpiewa „Les Champs-Elysées”. Mam nadzieję, że nadal śpiewa tak pięknie 🙂

Tym jednak, co wspominam ciągle z podziwem i wzruszeniem, to stosunek pana Aleksandra do mnie. Fizyki nie rozumiałam, tym bardziej gdy chodzi o te wszystkie formułek, nie mówiąc już o ich zastosowaniu. W pewnym momencie olałam ten przedmiot. Coś tam czytałam z podręcznika, ale zadań nie robiłam. Nie wiem, jakim cudem zaliczałam sprawdziany! Trwało tak dosyć długo – chyba z rok. I w całym tym czasie nie pamiętam żadnej przykrej uwagi ze strony pana Aleksandra, choć z pewnością mógł mieć do mnie żal, że nawet się nie staram. Nie miał.

Jednego razu coś mnie tknęło, by po przeczytaniu lekcji z podręcznika (byłam wszak porządną uczennicą, choć i trochę zbuntowaną, więc przynajmniej czytałam) spróbować zrobić jakieś łatwiejsze zadanie. Udało się! I pan Aleksander to docenił. Co więcej, zostałam jedną z jego ulubionych uczennic, i to pomimo że wcale nie zostałam geniuszem fizyki 🙂 Jedne z najsłabszych moich ocen są właśnie z tego przedmiotu. W sumie chętnie bym teraz przeszła część szkolnego kursu, po prostu by sprawdzić, czy mózg mój po kilkunastu latach rozwoju (chyba…) dojrzał do ogarnięcia fizyki 😀 W każdym razie, (nie)wiedza (nie)wiedzą, ale cierpliwość i wyrozumiałość pana Aleksandra wciąż wspominam z podziwem i wdzięcznością.


Powyższa część ma charakter wspomnieniowy. Gdyby zaś ktoś chciał poznać wyniki moich rozważań nad„dobrym nauczycielem i wychowawcą”, to przedstawiam je poniżej. Z góry zastrzegam, że jest to obraz, po pierwsze, niekompletny, a po drugie, wynikający z wyznawanej przeze mnie antropologii, której wszak tu nie przywołuję. Jest to pobieżna refleksja zainspirowana konkretnym przykładem.

Obraz dobrego nauczyciela i wychowawcy

Nauczanie

W pierwszej kolejności nauczyciel powinien być kompetentny i zaangażowany. Teoretycznie na podstawie programu nauczania, podręczników i gotowych scenariuszy można poprowadzić zajęcia, wiedząc niewiele więcej niż to, co jest zawarte w tych materiałach. Będzie to jednak lekcja nauczyciela ciągle zestresowanego, zwłaszcza gdy któryś z ambitniejszych uczniów o coś go zapyta. Dobry dydaktyk nie tylko pytań się nie boi – on na nie czeka! Z radością dzieli się wiedzą nadprogramową i szuka nowych sposób jej przekazywania, nie ograniczając się wytycznymi.

Z drugiej strony, dobry nauczyciel jest otwarty także na niestandardowe rozwiązania ze strony uczniów. Docenia ich poszukiwania i próby, pozwala na nieszablonowe myślenie. Nawet w przypadku niepowodzenia potrafi zauważyć, co było dobre, i podpowiada, gdzie zaszła pomyłka, a nie narzuca swojego pomysłu jako jedynie słusznego.

Po trzecie, dobry nauczyciel jest wspaniałomyślny. Dzielenie się wiedzą jest dla niego misją, powołaniem, życiową postawą – i frajdą! Oczywiście, kwestie finansowe pozostają ważne, ale stanowią motywację trzeciorzędną. Mając przekonanie, że jego działalność ma sens i jest potrzebna, że poprzez nią świat staje się lepszy, prawdziwy nauczyciel jest gotowy uczyć nawet w ciężkich warunkach.

Wychowanie

Dobry nauczyciel jest cierpliwy i wyrozumiały. Mając świadomość, że każdy uczeń ma swoje tempo przyswajania wiedzy i oswajania się z nią, nie zmusza do robienia czegoś ponad obecne możliwości. Oczywiście, zachęca do podjęcia dalszych prób i pójścia do przodu, ale pozwala na zatrzymanie się dłużej na którymś etapie, jeżeli dziecko tego potrzebuje. Docenia jego wysiłki i wspiera w rozwoju, dzięki czemu uczeń nie boi się błędów i wie, że osiągnięcie sukcesu jest możliwe.

Jednocześnie dobry nauczyciel pozostaje sprawiedliwy i prawdomówny. Wyrozumiałość do niepowodzeń nie oznacza mówienia, że wszystko jest dobrze. Uczeń potrzebuje uczciwej oceny swojej pracy, by wiedzieć, co mu już wychodzi, a w jakich sferach musi bardziej się przyłożyć, co poćwiczyć. Mądry nauczyciel porównuje ucznia, ale nie do innych, tylko do niego samego: zauważa i wskazuje na postęp, by uczeń widział, że wysiłek i poświęcony czas mają sens.

I na koniec teza może najbardziej kontrowersyjna: według mnie dobry nauczyciel powinien być wzorem wysoce moralnego człowieka. Jak wspomniałam wyżej, moje wyobrażenia opierają się na uznawanej przeze mnie antropologii i ogólnie filozofii. I istotą nauczycielstwa jest dla mnie przekazywanie i wychowanie do prawdy, dobra i piękna – i to spójnie, tak poprzez słowa, jak i przez przykład własnego życia. Można dyskutować nad tym, czy człowiek żyjący w zakłamaniu co do świata (np. wyznający ideologie niezgodne z rzeczywistością) może rzetelnie przekazywać wiedzę naukową. Z pewnością jednak nie będzie on dobrym wychowawcą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.