Wpis polityczny

przez | 14 lipca, 2020

Mieszane uczucia mam po tych wyborach. Byłam ciekawa, jak zareagują Polacy po pandemii (po?). Jak ocenią działania rządu? Opinie przecież są diametralnie różne: od zachwytu i radości, że w porównaniu do innych krajów tak mała jest zachorowalność, do negowania samego istnienia wirusa i twierdzenia, że to tylko i wyłącznie zagrywka polityczna. II tura tylko potwierdziła ten podział. I zrodziła inne…

I tura

Z ciężkim sercem i szczerym zdziwieniem patrzyłam na moich znajomych – dobrych katolików, formujących się w znanym mi środowisku – którzy w I turze opowiadali się za Hołownią. Próbowałam zrozumieć, co ich mogło pociągnąć w tym poniekąd celebrycie, ale przecież ani polityku, ani – w swoich poglądach – katoliku. No dobra, dobra, wiem: współczesny pluralizm teologii katolickiej potrafi zmieścić w sobie naprawdę dużo.

I to chyba tłumaczy przynajmniej część zachwytów moich znajomych Hołownią, bo przecież czy to tolerancja równająca się „nie mów o grzechu”, czy to oddzielenie państwa od Kościoła od kilkudziesięciu lat funkcjonują jako dopuszczalne, a czasem i preferowane opinie teologiczne (zwłaszcza to drugie). Jak ma się w tym odnaleźć zwykły człowiek, który chce po prostu ufać Kościołowi? I dlaczego miałby wątpić w słuszność wyboru np. jednego znanego OP, którego wypowiedzi może nieraz pomagały mu w kryzysach duchowych?

Ku mojej radości, Hołownia nie przeszedł. Jak i popierany przeze mnie – choć bez prawa głosu – kandydat. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. A jednocześnie mam wrażenie, że Polacy przegrali te wybory już przy I turze.

II tura

Trudna decyzja. Może tym trudniejsza, im więcej się wie… o teologii moralnej. Część znajomych, których wyborem się dziwiłam przy I turze, tu także głosowała na kandydata bardziej lewicowego. Tak na Facebooku, jak i na prywatnej grupie mejlingowej rozgorzała zażarta dyskusja zwolenników obydwu opcji. Niektórzy używali naprawdę argumentów, uzasadniali swoją decyzję, odwoływali się do nauczania Kościoła. Znowu próbowałam zrozumieć. Zadawałam też sobie pytanie: gdybym mogła głosować, co bym zrobiła?

Wybór Trzaskowskiego ze względu na jego poglądy na kwestie moralne byłby dla mnie nie do przyjęcia, co do tego nie mam wątpliwości. Ale czy mogłabym zagłosować na Dudę? Kompromis aborcyjny ciąży, a i politykę społeczną trudno nazwać pomocniczością. Z drugiej strony, najbliższe mi oddanie głosu nieważnego (które wcale nie musi oznaczać braku decyzji!) zwiększałoby prawdopodobieństwo wygranej kandydata mi obcego. Do tego dochodzi potrzeba oceny całej sytuacji politycznej, dalszych konsekwencji wyboru, bo przecież sam prezydent niewiele zdziała… No i też trzeba uwzględnić retorykę przedwyborczą: to, co się gada podczas kampanii, może mieć potem niewielkie przełożenie na rzeczywistość. Nie tylko w rzeczach dobrych. Ech, dochodzę do niedemokratycznego wniosku, że prawo głosu nie powinno przysługiwać wszystkim obywatelom.

A jednak, czy katolik mógłby zagłosować na Trzaskowskiego i nie mieć grzechu – albo wybrać Dudę i zgrzeszyć?

W teologii mówimy o trzech istotnych elementach oceny czynu moralnego: jego przedmiocie, intencji i okolicznościach. Przy tym o ile wartość obiektywna leży w przedmiocie, o tyle subiektywna jego waga może znacząco się różnić w zależności od intencji i okoliczności. Przedmiot w sytuacji wyborów jest neutralny*. Opowiedzenie się za tym czy innym kandydatem – albo za żadnym z nich – dopiero przy uwzględnieniu pozostałych składowych czynu nabiera określonej wartości moralnej.

Najprostszym z wyborów jest ten pomiędzy pewnie rozeznanym dobrem i złem. Nie zawsze łatwy, bo zło może być bardzo kuszące, ale jasny. Dla niektórych II tura była właśnie taka: jeden kandydat zły, drugi dobry – decyzja oczywista.

Zasada mniejszego zła

O wiele trudniej było tym, którzy mieli poważne zastrzeżenia wobec obydwu kandydatów i musieli w tym wybierać. Wybrzmiewało czasem odwołanie się do zasady mniejszego zła. Faktycznie, ma ona zastosowanie w takiej sytuacji, ale musi być uwzględniana w całości.

Zgodnie z nauką moralną, mniejsze zło można wybrać tylko w jednym przypadku: jeżeli wybór jest pomiędzy większym i mniejszym złem fizycznym. Czyli gdy np. główną różnicę pomiędzy kandydatami stanowi ich program gospodarczy – i żaden z nich przy tym nie jest zadowalający i korzystny – wolno wybrać tego, który przyniesie mniej szkód.

W przypadku natomiast wyboru pomiędzy złem fizycznym a złem moralnym nigdy nie wolno wybrać zła moralnego, jak drogo by to nie kosztowało. W dużym uproszczeniu, nie można opowiedzieć się za kandydatem, który deklaruje deprawację, tylko dlatego, że drugi w niewłaściwy sposób zarządza pieniędzmi.

Jest jednak jeszcze trzecia opcja: gdy wybór stoi pomiędzy złem moralnym i złem moralnym. Gdy grzech jest elementem składowym programów obydwu kandydatów, nie wolno poprzeć żadnego z nich.

Zastosowanie tej zasady wymaga więc od człowieka uczciwego i poważnego rozeznania, z czym ma do czynienia. W pierwszej kolejności, czy moje „za” nie jest opowiedzeniem się za złem moralnym i czy pamiętam, że „nigdy nie jest dopuszczalne czynienie zła, by wynikło z niego dobro” (KKK 1789).

Posłuszeństwo sumieniu

I pomimo wszystko w świetle powyższych rozważań uważam, że można było podjąć każdy z trzech dostępnych wyborów i nie zgrzeszyć. Obowiązkiem moralnym jest postępowanie zgodnie z tym, co nakazuje sumienie (por. KKK 1790). Grzechem byłoby pójście przeciwko niemu. Grzechem też byłoby zmuszanie kogoś, aby postąpił wbrew swojemu sumieniu (por. KKK 1782). Gdyby więc ktoś zagłosował inaczej niż uważa to za słuszne – zgrzeszyłby.

Nie oznacza to jednak, że powierzchowny sąd sumienia wystarczy, gdyż ono „może pozostawać w ignorancji lub wydawać błędne sądy. Taka ignorancja i takie błędy nie zawsze są wolne od winy” (KKK 1801). Na człowieku leży obowiązek formacji swojego sumienia – i jeśli go zaniedbuje, tym bardziej w poważnej sprawie, to ponosi winę podwójną: tak za błędny wybór, jak i za brak pracy nad sobą. Gdyby jednak szczerze szukał prawdy, ale wciąż nie miał pełnego rozeznania i wybrał zło, sądząc, że jest dobrem – nie zgrzeszył. Jakiego wyboru by nie dokonał.

*Można nad tym dyskutować. Wybory w państwie demokratycznym są możliwością wpływu na jego funkcjonowanie, stanowią realizację praw obywatelskich i jeden ze sposobów uczestnictwa w życiu społecznym, do którego chrześcijanie są wezwani, więc można by się pokusić o nadanie im wartości pozytywnej. Pozostaje wszak pytanie, czy w ogóle demokracja jest najlepszym ustrojem.


Nie kłóćmy się więc o te wybory. Ufajmy, że druga osoba postąpiła zgodnie ze swoim najlepszym rozeznaniem, nawet jeśli według nas się pomyliła. I nie upominajmy, jeśli nie należy to do naszych obowiązków. Lepiej módlmy się za siebie nawzajem i za rząd – i spróbujmy dać kredyt zaufania „przeciwnikom”. Cuda się zdarzają.

Źródło obrazka: JK_HGZPixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.