Niewiele czasu minęło, odkąd Aneta musiała pogodzić się z brakiem zainteresowania ze strony Marka, a życie przyniosło jej kolejny cios. Tym razem chce być twarda.
– Kto? – Kasia z zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę, która po otrzymaniu wiadomości na Messengerze westchnęła i szepnęła „sama tego chciałaś”.
– Kto – co? – Aneta nie załapała kontekstu.
– Kto sam tego chciał… chciała?
– Ja.
Teraz Kasia była zaskoczona. Milczała jednak wyczekująco. Za dobrze znała przyjaciółkę – ta nie pozostawi sprawy niewyjaśnionej. Faktycznie, po chwili Aneta się odezwała:
– Pamiętasz pana Mariusza, tego od makroekonomii?
To było pytanie retoryczne. Nawet gdyby chciała, Kasia nie dałaby radę zapomnieć o ulubionym wykładowcy koleżanki, bo ta przez cały semestr o nim mówiła – jaki jest inteligentny, rozsądny, zabawny… Kasia nie podzielała tych zachwytów: według niej był raczej specyficzny i wyobcowany. Ceniła w nim niezależność myślenia i zdolność do podważania zastanych tez, ale nigdy by jej nie przyszło do głowy, by mieć z nim jakikolwiek kontakt poza koniecznym. Aneta natomiast poszła na dodatkowe zajęcia z panem doktorem, wkręciła się w komitet organizacyjny konferencji naukowej, której był pomysłodawcą, i w dodatku kilkakrotnie wyciągała go na wspólny obiad do uniwersyteckiej stołówki. Dziewczyna nazywała to „przyjaźnią naukową”. Większość rocznika uważała, że chodziło jej o piątkę na egzaminie – pan Mariusz był znaną kosą, a Aneta starała się o stypendium. Kasia miała własne zdanie na temat tej relacji – była zwolenniczką trzymania się sztywnych zasad subordynacji – ale wolała zachować je dla siebie… Zresztą od jakiegoś czasu przyjaciółka nic o nim nie wspominała, więc do tego momentu miała nadzieję, że sprawa ucichła.
– Przenosi się do Warszawy. Dostał tam lepsze stanowisko, będzie wicedyrektorem katedry i kuratorem międzynarodowego projektu z unijnej dotacji. Za rok powinien już mieć habilitację.
– To… chyba dobrze? – Kasia była przekonana, że to dobrze, ale starała się okazać empatię: – Szkoda, że wasza… przyjaźń się skończy, ale przecież życzysz mu jak najlepiej. Będzie mógł się rozwijać.
– Tydzień temu napisałam do niego mejla.
– Z gratulacjami?
– Nie tylko. Napisałam, jak bardzo go cenię, jak wiele wniósł do mojego życia. I że chętnie przeniosę się na UW i pomogę mu przy projekcie. I że chciałabym pisać doktorat pod jego kierunkiem.
Kasia potrzebowała chwili, by zrozumieć, co usłyszała, a potem kolejnej, by w to uwierzyć. Zanim jednak zdążyła przypomnieć przyjaciółce o wspólnych planach otwarcia firmy zaraz po magisterce, ta się odezwała sama:
– Nie martw się, nic z tego. Zignorował mejla. Przed chwilą napisał mi tylko w Messengerze „Wyjeżdżam jutro. Powodzenia w dalszych studiach!” – Aneta smutno się uśmiechnęła. – Myślę, że to oznacza „żegnaj”. Nie chce kontynuować kontaktu. I ja już się do niego nie odezwę. Gdyby nie ten mejl, to pewnie bym odwiedziła go w stolicy, a tak… Dał mi jasno do zrozumienia, że nie jestem mu potrzebna.
Kasia miała mieszane uczucia. Z jednej strony, cieszyła się, bo fascynacja Anety panem doktorem była według niej nie na miejscu. Z drugiej, było jej szkoda przyjaciółki: dopiero niedawno zaczęła łapać równowagę po niedoszłym związku z Markiem, a teraz znowu musi pogodzić się z utratą.
Aneta jakby czytała jej w myślach.
– Ale wiesz, po doświadczeniu z Markiem to mnie już tak nie rusza. Jest mi smutno, ale nie będę walczyć o uwagę kogoś, komu na mnie nie zależy. Pamiętasz, jak po każdym Markowym „Anetka” chodziłam uskrzydlona? A jak po wspólnym organizowaniu imprezy karnawałowej wyczekiwałam „walentynek”, a on wtedy pojechał do mamy? – Aneta roześmiała się szczerze, ale po chwili spoważniała. – Nie powtórzę tego błędu. Nie chcę więcej domyślać się, nadinterpretowywać gesty czy szukać w słowach tego, czego tam nie ma. Tyle razy słyszałam, że jeśli facet chce relacji, to okaże to wprost… a ja ciągle wmawiałam sobie „jest nieśmiały, trzeba dać mu sygnał, że jestem zainteresowana”, a jak nie reagował na te sygnały, że „nie jest pewien, co czuje, trzeba dać mu czas”. Ale jak pojawiła się Liliana, to się okazało, że potrafi i zaprosić na randkę, i wyjechać razem do Pragi, i oświadczyć się… Nie, więcej nie będę nadinterpretowywać.
Ostatnie zdanie powiedziała powoli i jakby do siebie. Przyjaciółka wyczuła, że w Anecie jeszcze toczy się walka i próbuje samą siebie przekonać do tej – w opinii Kasi bardzo słusznej – postawy. Niemniej zapytała przekornie:
– A jeśli facet ma problem z inteligencją emocjonalną? I naprawdę nie wie, co czuje, i dlatego zachowuje się niejednoznacznie?
– W takim razie taki facet mnie nie interesuje. Nie jestem psychologiem – odparła Aneta.
Kasia nie bardzo wierzyła, że jest to ostateczna opinia przyjaciółki, ale jeśli tak jest w tym momencie – świetnie.
– Co do pana Mariusza – kontynuowała Aneta – nie będę mu się narzucać. Wydawało mi się, że możemy tworzyć dobry naukowy tandem, i napisałam mu o tym. Skoro jednak on uważa inaczej, to… myliłam się. Tyle. Nie przestanę go szanować i chętnie pogadam, jeśli spotkamy się na przerwie kawowej jakieś konferencji, ale nie mam mu do powiedzenia więcej, niż napisałam. Wylałam z siebie wszystko. Może go przeraziłam tą szczerością… ale nie żałuję. Zostawiłam też przestrzeń na jego krok. Skoro nie chce go podjąć, to przynajmniej wiem, na czym stoję. W końcu.
„Naprawdę dojrzała? Czy to też tylko chwilowe emocje?” – zastanawiała się Kasia, dziwiąc się spokojowi, z jakim Aneta teraz mówiła. Wiedziała jednak, że odpowiedź na te pytania przyniesie dopiero czas.